17 lutego 2011

ja w obronie św. Wal(ni)entego

Często słyszę wśród znajomych achy i echy zachwytu nad masą czerwonych serduszek, lukrów i różyczek zalewających wystrój sklepów; drżenie i niepokój nie mogących się doczekać tego święta. Jednak równie często słyszę od ludzi, że nie "obchodzą" walentynek, bo to: święto kiczu (trochę tak), komercji (o tak !!!) i że nie "nasze" tylko amerykańskie (O NIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!). Tak, tak moi drodzy - wcale nie, po stokroć nie amerykańskie !!! Mogłabym tu zanudzić opisywaniem tradycji z tym świętem związanych, ale skupmy się na dziś dzień tylko na pochodzeniu samego święta. Korzenie sięgają czasów starożytnych o czym kiedy indziej :) W czasach rzymskich wmieszał się w to, a właściwie wmieszali Walentowie, znaczy święci, bo nie jeden był a trzech conajmniej. Wszyscy żyli w III wieku za panowania Klaudiusza II Gockiego i pewnie dlatego mylą się i mieszają ze sobą. Pierwszy był księdzem. Panowało wtedy prawo żywiciela rodziny, a mianowicie mężczyźni posiadający rodziny nie byli powoływani do wojska. Cesarz zakazał więc młodym wstępowania w związki małżeńskie, bo prawo to wykorzystywano, aby nie być wysłanym z wojskiem na wojnę i armia cesarza świeciła pustkami. Ksiądz się zakazowi sprzeciwił i potajemnie udzielał ślubów, za co cesarz skazał go na śmierć głodową. Drugi był biskupem Terni, jako pierwszy pobłogosławił związek pomiędzy chrześcijaninem a poganką, a zginął podczas prześladowania chrześcijan. Trzeci to młody lekarz, skazany za pomaganie chrześcijanom i wtrącony do więzienia, gdzie uleczył niewidomą córkę strażnika. Ta zakochała się w nim. Gdy cesarz dowiedział się o tym, kazał go stracić. Egzekucji dokonano 14 lutego 269 lub 270 roku. Przed śmiercią młodzieniec zostawił swojej ukochanej liść w kształcie serca na którym napisał "Od Twojego Walentego".






Tyle historii, ale wracamy do tematu, że nie amerykańskie. Amerykanie święto przyjęli, zmienili, skomercjalizowali i oddali europejczykom. A w Europie, w tym i w naszym kraju, obchodzone było już w czasach Średniowiecza. Popularne stało się przede wszystkim w Anglii i Francji. Pierwszym znanym z historii, który wysłał walentynkę do ukochanej żony z więzienia w Tower był orleański książe Karol (1415 r.). Inną w XVI wieku w postaci lukrowanego jabłka wysadzanego perłami, w hebanowej szkatułce podarował król Henryk VIII Anie Boleyn.




Modne w czasach kontrreformacji obchodzenie imienin patronów spowodowało pojawienie się obrzędów z tym świętem związanych. Przywędrowały one do Polski z Niemczech, nie z Ameryki i nie w latach 90 - tych, tylko pod koniec XVI wieku ( do tego czasu święto to miało raczej kościelną oprawę). Obrzędy te to przede wszystkim dawanie sobie prezentów i wysyłanie miłosnych listów. Najczęściej obdarowywano się biżuterią, słodyczami, kwiatami i bielizną, a do prezentów dołączano miłosne liściki. Szczególnie te z XVII wieku to przykłady najpiękniejszej poezji miłosnej. W czasach baroku bardzo modne były też tak zwane madrygałki, zaszyfrowane liściki miłosne, czasem rysowane rebusy, gdzie pomiędzy kwiatami i ptaszkami przekazywano sobie poufne informacje np.: o miejscu i czasie schadzki. Bardzo często kluczem do rozszyfrowania wiadomości był sposób odpowiedniego pozginania listu.  Bardzo żywa stała się legenda o potajemnie zawieranych związkach w czasach św. Walentego, która nabrała innego znaczenia w dobie kojarzonych małżeństw. W ten dzień młode pary, których związku nie chcieli respektować rodzice, najczęściej te wywodzące się z mieszczaństwa, składały w kościele przysięgę małżeńską. Nie była ona ważna, ale zdarzało się że rodziny widząc tak silne uczucie młodych zezwalali na ślub. Niewiele zachowało się przekazów dotyczących obchodzenia tego święta w polskich domach, ale z tych kilku można przypuszczać, że miało liczne grono zwolenników. Musiało być ich sporo, skoro w swoich pamiętnikach Jan Chryzostom Pasek neguje takie "szaleństwo i małopowanmie obcych obyczajów". Do tych, którym to święto było bliskie należały wysoko postawione osobistości choćby: hrabina Jadwiga z Czarnków Działyńska, fundatorka relikwiarza na relikwie świętego Walentego czy królowa Marysieńka Sobieska, która dla swojego ukochanego męża Jana III wykonała własnoręcznie haftowaną walentynkę. Jak na królową przystało haft był wykonany złotymi i srebrymi nićmi na jedwabiu, ponoć też była bogato zdobiona szmaragdami i rubinami. Nie zachowała się do naszych czasów, ale zachował się liścik do niej dołączony wraz z innymi pięknymi listami miłosnymi jakie ta para do siebie pisała.





Skoro święto to Polacy obchodzili od tak dawna to skąd informacje, że przyszło do nas z Ameryki? Najbardziej zaważył fakt iż mimo, że było dosyć powszechne, nie było aż tak huczne i nie aż tak popularne jak inne święto związane z miłością - czerwcowe szaleństwa Nocy Kupały, która z pewnością przyćmiła walentynki. Sobótki przetrwały bardzo długo(w nizmienionej formie na Śląsku do roku 1935, a po krótkiej przerwie spowodowanej wojną wróciły), natomiast święto Walentego zostało zapomniane w czasach zaborów. Kiedy w XIX wieku na świecie pojawił się nowy obrządek związany z Walentynkami, a mianowicie moda na wysyłanie okazjonalnych kartek pocztowych (I to faktycznie jest całkiem amerykańskie bo zaczęło się w Worcester w stanie Massachusetts gdzie z pomysłu Esther Howland powstała fabryka maszynowo produkująca kartki), w Polsce ten zwyczaj się nie przyjął. Dopiero kilka lat temu zyskał swoich zwolennków. Jednak zanim nasz kraj zniknął z mapy Europy naszym przodkom nie przeszkadzało świętować i Walentynki i Sobótki. Walentynki były świętem zakochanych, często tych nieszczęśliwie, okazją do przekazania drugiej osobie wiadomości, co się do niej czuje; często anonimowo, podpisując się pod prezentem: od Walentego, od Walentynki. Niewątpliwie też świętem, z racji swojego majestatu, częściej obchodzonym w kręgach szlachty i bogatego ziemiaństwa; podczas kiedy Sobótka była związana z harcami przy ogniskach z udziałem ludu, chłopskich i ubogich stanów społecznych, z porą roku, z rolnictwem, z płodnością, , zaś miłosny aspekt dotyczył panien i kawalerów. To czas szukania pary, to święto dla tych, którzy jeszcze zakochani nie byli, możliwość spotkania dopiero swojej miłości.


3 komentarze:

  1. Dziękuję za udział w mojej zabawie i za odwiedzinki:)
    A jeśli chodzi o Walentego to wiem, że to święto jest starsze niż Dzień Kobiet....napisałam to właśnie w tym walentynkowym poście ;)
    Co prawda Ty podeszłaś do tematu bardziej treściwie i ładnie nam przedstawiłaś wszystko...ja tylko w skrócie aby pokazać jak stare jest to święto, co nie zmienia faktu, że kochać, okazywać uczucia można, a nawet trzeba cały rok.:)a nie tylko w tym dniu:)
    Pozdrawiam Cię serdecznie...i będę zaglądać , bo bardzo miło u Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo cieszę się z odwiedzin, a co do uczuć to masz rację. Czytałam post i ładnie w nim o walentynkach napisałaś, ja tu "poszłam dalej" bo tak zauważyłam, że się wydaje ludziom że to dla polaków całkiem nowe święto, a było ono kiedyś w naszym kraju (XVII w.) bardzo popularne. Takiego mam świra na punkcie tradycji :),taki mój jobel, więc przede wsztstkim właśnie o tradycji chcę pisać na blogu, daltego raduje mnie każda wizyta; wpadaj częściej ....pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę że z tym świętem jest trochę tak jak z baletnicą , która narzekała że ją strój uwiera ... To nie strój przeszkadzał jej w tańcu , ona nie potrafiła tańczyć.
    Myślę , że jezeli ktoś chce , lubi i potrafi to nie będzie się skupiał na tym czy święto jest "nasze czy ich" :)

    OdpowiedzUsuń